NIEBIESKI BLUSZCZ
Irene Sturm
Rok wyd. październik 2019
Format 15 x 21 cm, 376 str.
ISBN 978-83-6423240-4
39.00zł
OPIS
Moją najnowszą książkę, na która czytelnicy czekali z niecierpliwością, wiem to z listów jakie otrzymałam, zatytułowałam „Niebieski Bluszcz”. Po kartach tej książki tak samo jak w przypadku moich dwóch poprzednich „Na przekor losu” i „Przypadek zrządził” bohaterom będą towarzyszyły powiewne, tajemnicze… ale dobre duch…
Życzę przyjemnej lektury
Irene Sturm
Los Angeles, 2019 roku.
—
Tomasz Kłusek
Nadszedł czas na bajkowanie…
Jestem ostrożny w obcowaniu z dziełami pisarzy eksponujących swe polonistyczne wykształcenie, chętniej sięgam po literaturę tworzoną przez urzędników, lekarzy, marynarzy, rolników, ba, outsiderów bez żadnego fachu, jeśli tacy się zdarzają. Kiedy wpadły mi w ręce dwie pierwsze powieści Irene Sturm, a więc Na przekór losu oraz Przypadek zrządził, bardzo się ucieszyłem. Dlaczego? Nie znałem przecież tej autorki, nie wiedziałem nic o powodach i warunkach uprawiania przez nią literackiej profesji. Gdy zorientowałem się, że pisarstwo nie jest jej głównym zawodem, dostała ode mnie pierwszego plusa – dobrze jest umieć robić coś jeszcze poza zapisywaniem kartek papieru. Drugiego plusa otrzymała, bo wszystkim i wszędzie rozgłasza, że jest rodowitą Lublinianką. Ma też w swoim dorobku dwie książki poświęcone rodzinnemu miastu. Co więcej, przed laty zdobyła nawet uprawnienia przewodnika miejskiego PTTK po nadbystrzyckim grodzie. Jako magister ekonomii UMCS udzielała się zawodowo we Wschodniej Dyrekcji Okręgowej Kolei Państwowych w Lublinie. Potem przyszedł rok 1986 i wzorem wielu rodaków wyruszyła na emigracyjny szlak. Najpierw przebywała w Niemczech i Szwajcarii, a od 1991 roku w Stanach Zjednoczonych – i to nie jak większość Polaków w Nowym Jorku czy Chicago, ale w bajecznym Los Angeles.
Jest coś fascynującego w losach ludzi, którzy w pewnym momencie decydują się na przerwanie ustabilizowanej egzystencji i zaczynanie wszystkiego od nowa, gdzieś na przysłowiowym końcu świata. Pytanie tylko, czy to Los Angeles jest na końcu świata, czy też raczej Lublin? Chyba ani jedno, ani drugie. W każdym razie urzędniczka Irena Sturm z domu Bielińska, córka dwojga żołnierzy Armii Krajowej, opuściła przed laty Lublin, by teraz z sentymentem wspominać go, przynajmniej w niektórych swoich utworach, już jako Irene Sturm. Niedawno na łamach „Akcentu” pisałem o innej emigracyjnej polskiej pisarce – Danucie Mostwin. Sturm jest od niej różna: inne czasy, inny krąg zainteresowań, inne techniki pisarskie. Tym natomiast, co łączy obie autorki, są ich lubelskie korzenie i późniejsze życie w Ameryce: w Baltimore w przypadku Mostwin, a w Los Angeles w przypadku Sturm. Mogę chyba powiedzieć, że na Sturm trafiłem poniekąd przez Mostwin. Poza tym konieczne będzie tu dopowiedzenie, że emigracyjna literatura tworzona przez kobiety czeka na odkrycie. O paniach piszących na emigracji wciąż mówi się zbyt mało – i to nie tylko tych mieszkających w Stanach Zjednoczonych.
Irene Sturm w jakiś szczególny sposób upodobała sobie Lublin, Podlasie i… okolice Bazylei. O ile sympatię do Lublina i Podlasia łatwo w tym przypadku zrozumieć, o tyle zapytać można o powody fascynacji krainą winnic i zamków nad Renem. Tłumaczy to sama pisarka, wspominając czasy, gdy mieszkała w domu, z którego okien widziała nurt Renu. Kilka lat, jakie tam spędziła przed wyjazdem do Stanów Zjednoczonych, tak bardzo nasyciło jej pamięć pięknem krajobrazów, niezwykłością ludzkich losów, że teraz co kilka lat ożywia je na kartach kolejnych swoich powieści. Zaczęło się w 2010 roku książką Na przekór losu, cztery lata później wydała Przypadek zrządził, a w 2019 roku – Niebieski Bluszcz. Czy od początku było jej zamierzeniem stworzenie trylogii, tego nie wiem. Jednak obecnie wszystko jest jasne! Powstał więc cykl trzech powieści, którego spoiwami są XVIII wiek jako czas ukazywanych przez pisarkę zdarzeń oraz tereny Niemiec, Austrii i Polski jako ich miejsce. Losy bohaterów pochodzących z tych krajów splatają się bezustannie. Akcja toczy się w epoce, gdy na polskim tronie zasiadali August II Mocny, August III Sas i Stanisław Leszczyński. Oto okazuje się, że w odległej Kalifornii, na brzegach Pacyfiku powstaje literatura, w której ważną rolę odgrywa tak bliska środowisku lubelskiego „Akcentu” idea „pogranicza”. To właśnie tygiel narodów i kultur jest w tej prozie środowiskiem, które umożliwia syntetyzowanie różnorodności i kształtowanie się czegoś zupełnie nowego, co najmniej równie wartościowego.
W tegorocznym numerze czerwcowym wydawanego w Denver miesięcznika „Życie Kolorado” ukazał się artykuł Irene Sturm poświęcony pierwszej polskiej pamiętnikarce Annie Zbąskiej ze Stanisławskich. Żyła ona w drugiej połowie XVII wieku i pozostawiła po sobie pamiętnik Transakcja, albo Opisanie całego życia jednej sieroty, przez żałosne treny od tejże samej pisane roku 1685. Jako że pamiętnik przybrał formę cyklu siedemdziesięciu siedmiu ośmiozgłoskowych trenów, jego autorce przysługuje również tytuł pierwszej polskiej poetki. Dramatyczny los kobiety stał się tu jedyną materią pamiętnika – pisał Czesław Hernas. Jest w tym coś niezwykłego, kiedy bierze się do ręki pismo wydawane tysiące kilometrów od granic Polski, przeznaczone dla Polonusów zamieszkujących zachodnie stany (Kolorado, Arizonę, Nevadę, Nowy Meksyk, Utah, Kalifornię, Waszyngton) i czyta się w nim tekst o polskiej barokowej pisarce. Autorka Niebieskiego Bluszczu musiała sobie jakoś szczególnie upodobać twórczość Anny Zbąskiej, skoro swą powieść opatrzyła mottem z Transakcji:
Porachuj każdy swój wiek od młodości
czy nie naliczysz więcej w nim gorzkości
niżeli pociech, co się znajdowały
a te choć bywały to nie długo trwały.
Zasadniczo Zbąska ma rację. Sturm akceptuje więc w swej prozie życiowe prawdy wyłożone w wierszach staropolskiej poetki. W Niebieskim Bluszczu poznajemy dalsze dzieje niektórych bohaterów z dwóch wcześniejszych powieści. Ludzie jak ludzie – jedni wyjeżdżają i giną nam z pola widzenia, drudzy przyjeżdżają i zajmują ich miejsce. Ciekawostkę może stanowić nawracający od czasu do czasu motyw emigracji do Ameryki czy też – według XVIII-wiecznej nomenklatury – do Nowego Świata. A poza tym jest tak, jak o człowieczej doli pisał w swojej Piosence z Mapy pogody Jarosław Iwaszkiewicz:
Wiersze piszą, marsze grają,
Na koturny się wspinają,
Rodzą się i umierają
– A obłoki jak obłoki.
Nie inaczej jest w Niebieskim Bluszczu, bo jakby w końcu miało być. Chociaż nie, bo u Sturm zmarli nie od razu odchodzą. Nim odejdą na zawsze w Krainę Cieni, nim nastąpi złączenie mglistego cienia z doczesnymi szczątkami, muszą spełnić misję, która pozwoli im spocząć. Tak jest z paniami von Feshell, jako duchy spotykającymi się w podziemiach zamkowej kaplicy, aby obarczyć jedną z nich, tzn. Marie-Ann, określonym zadaniem. Kraina Cieni to miejsce wiecznego odpoczynku. Osoba zmarła, nim zostanie tam przyjęta, snuje się po padole łez właśnie jako mglisty cień. Takim cieniem jest Marie-Ann. Przed śmiercią była panią jednego z nadreńskich zamków, pierwszą żoną hrabiego Wilhelma von Feshell. Odeszła z tego świata, nie obdarzywszy swego męża męskim potomkiem. Potem miał on drugą żonę, która również umarła nie urodziwszy syna. Misją Marie-Ann jest takie pokierowanie losami Wilhelma, aby jego trzecią żoną została kobieta, która da mu syna. Tak też się staje. Kalista rodzi spadkobiercę rodu. Marie-Ann ciągle nie może odejść w Krainę Cieni, ponieważ pojawiają się nowe problemy. Jednak starczy tych niezwykłości! Niebieski Bluszcz to przede wszystkim realistyczny romans w historycznym kostiumie, inkrustowany co prawda różnymi cudownościami, ale z umiarem. Jest to w gruncie rzeczy dość smutna w swej wymowie baśń, stąd tytuł tej recenzji, zapożyczony zresztą z kart Niebieskiego Bluszczu.
Nie będę streszczał losów ludzi zamieszkujących kamienne zamczysko nad Renem, historii Erberta – właściciela wiedeńskiej kawiarni „Traube”, który po śmierci żony Ermy popadł w tarapaty, czy też polskiej szlacheckiej rodziny Brodziców. Myślę, że przy lekturze powieści Sturm niejeden miłośnik historycznych romansów znajdzie to, co w nich się lubi: miłosne zawirowania, nieprzewidziane perypetie itp., itd. Co nie znaczy, że Niebieski Bluszcz pozbawiony jest innych walorów. To nade wszystko przypowieść o tym, że człowieka w życiu spotyka więcej złego niż dobrego, a mimo to winien on zachować choćby odrobinę optymizmu, zrozumienia dla słabości bliźnich i dystansu do siebie samego.
Znakomite są w Niebieskim Bluszczu motywy polskie. Jest ich wiele, powracają we wspomnieniach Marie-Ann, która wywodziła się z rodu Brodziców. Tu wspomnijmy tylko wątek sekretarza pana Piotra Kownentego herbu Suchekomnaty, a więc niejakiego Janusza Boruchowskiego, który po ożenku z Andzią Kramerówną tak bardzo przypadł do gustu panu Brodzicowi, że ten obdarzył go domem i ziemią. Czy w tęsknych refleksjach Marie-Ann o rodzinnym kraju nie pobrzmiewają echa nostalgii autorki powieści? Przywołajmy tu dwa fragmenty: najpierw o mazowieckich wierzbach, a później pochwałę polskiej jesieni.
Nigdzie nie ma takich wierzb jak na Mazowszu. Prawie przy każdej chałupie i wiejskiej drożynie, przy każdym strumyku sterczą ich przysadziste, wielogłowe pnie z gęstymi koronami wiotkich, zielonych prętów. Ale mnie to nie dotyczy, bo ja już nie należę do tego świata, ale mazowieckie pola, łąki i wierzby pozostały w moich wspomnieniach. Och, żeby tak było, jak nie będzie…
A ja najbardziej lubiłam jesień. Dla mnie jesienno-rudawe, coraz krótsze dni, zawsze były piękne. W sadach czerwieniły się i złociły dojrzałe jabłka, gałęzie śliw były tak obwisłe, że drzewa były raczej niebieskie, niż zielone. Roje pszczół gromadziły zapasy zimowe… i moje słoneczniki, zawsze kazałam zostawić kilka dojrzałych słoneczników dla ćwierkających wróbli, a niech i one mają pożywienie i uciechę.
Na koniec kilka słów o wydawcy omawianej książki, którym jest Mirosław Jacek Kucharski. Od 1999 roku prowadzi on w Toruniu Oficynę Wydawniczą Kucharski, specjalizującą się w edytorstwie prac dotyczących życia polskiej emigracji, czemu sprzyjała współpraca z profesorem Zbigniewem Andrzejem Judyckim, założycielem Instytutu Biografistyki Polonijnej w Paryżu. Obecnie wydawnictwo utrzymuje bliski kontakt z Archiwum Emigracji Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Dzięki temu polscy czytelnicy mogą się zapoznać z wieloma interesującymi pracami poświęconymi problematyce emigracyjnej i polonijnej.
Irene Sturm: Niebieski Bluszcz. Oficyna Wydawnicza Kucharski, Los Angeles – Toruń 2019, ss. 375.